Najnowsze wpisy, strona 7


gru 24 2005 Kayak-angst i pomyłka Freuda
Komentarze: 1

Price William F.,  Crapo Richley H., Psychologia w badaniach międzykulturowych, Gdańsk 2003.

 

Prosto, czasami wręcz prostacko, napisana, trochę lania wody i tłumaczenia, że masło jest maślane i dlaczego. Ale ma perełki!

Sama dziedzina jest ciekawa. Psychologia międzykulturowa, jak łatwo się domyśleć, opisuje różnice w zachowaniach, w reakcjach, w przeżywaniu podobnych sytuacji pomiędzy np. Europejczykami a Papuasami, pomiędzy Amerykanami, a Chińczykami itp.

Nie ma czegoś takiego jak niezmienna natura ludzka – stwierdzają nieprzekonująco autorzy. Czy różnice w zachowaniu oznaczają, że natura człowieka (cokolwiek to znaczy) gdzieś tam jest inna?

O czym innym śnią Indianie, o czym innym Polacy – to jest oczywiste. Bo Indianom nie będzie się śnił, dajmy na to, Kaczyński. Takich truizmów pełno w tej książce.

A teraz perełki.

Freud wprowadził pojęcie kompleksu Edypa – to jedna z najbardziej popularnych dziś rzeczy pochodzących od Freuda. Chłopcy czują zazdrość o matkę i z tego powodu zaczynają mieć dystans do ojca – mówił Freud, nadając temu znaczenie erotyczne. – Dlatego chłopcy w swoich snach ukatrupiają bądź męczą swoich ojców, a jeżeli nie robią tego własnoręcznie, to dzieje się coś, co robi to za nich.

Autorzy książki podają przykład jednego z papuaskich plemion, gdzie dorastającymi chłopcami opiekuje się wuj, a nie ojciec i matka. Okazuje się, że w snach małych Papuasów ukatrupiani są wujowie, a nie ojcowie, choć przecież to ojciec, a nie wuj żyje z matka. A więc nie zazdrość o matkę byłaby przyczyną podświadomej, ujawnianej w snach, agresji. Raczej jest to rodzaj zemsty we śnie na swoim opiekunie, który ma nad chłopcem władzę – to ten rodzaj odreagowania. Dzięki badaniom międzykulturowym okazało się więc, że Freud najprawdopodobniej źle zinterpretował chłopięce sny, zupełnie mylnie dodając kontekst seksualny.

 

Zafascynowało mnie też zjawisko zwane kayak-angst. Zawdzięcza ono swą nazwę eskimosom, którzy wyruszali na długie wyprawy kajakiem wzdłuż brzegów Grenlandii. Zdarzało się to najczęściej, gdy słońce świeciło z góry, lub z przodu, a fale były spokojne. Po dłuższym czasie pod wpływem jednostajności płynący wchodzili w rodzaj transu. Przestawali poprawnie odbierać bodźce z zewnątrz. Dopóki otępienie nie było głębokie mógł ich z tego wyrwać np, okrzyk albo uderzenie wiosłem w wodę. Ale jeśli nikt i nic nie wyrwało ich z tego w porę, wpadali w stan, w którym nawet, gdy kajak się przewrócił, nie potrafili wyjść z otępienia. Opisywali ten stan, jako kompletną dezorientację, przy czym opis był bardzo podobny do opisów osób, które wpadły w panikę. Ci, którym zdarzyło się to raz, zaczynali przeżywać lęk przed wyprawą kajakiem i najczęściej, gdy już wsiedli, zjawisko się powtarzało.

Jednostajność, która prowadzi do utraty zmysłów.

 

-         - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 

Czy na tym blogu nie będzie okolicznościowej notki z okazji Bożego Narodzenia? Była. O aborcji.

- - - - - - - - --- ---------- --------- ---------- ----------

 

Wszystkim Czytelnikom tych stron, od Tokio, przez Peru po Sunnyvalle w Kaliforni, a także Europejczykom :) – życzę tradycyjnie

Bożego Narodzenia!

 

klemens : :
gru 22 2005 prawo do zła
Komentarze: 1

Pani Veil, jako minister zdrowia w 1973 r. przeforsowała w francuskim parlamencie powszechne prawo do aborcji. Książka to jej przemówienie z trybuny sejmowej plus robiony dziś wywiad.

Bardzo ciekawie się to czyta mimo iz dziennikarka prowadząca wywiad zadaje jedynie pytania informacyjne i pomija np. dość ważną nieścisłość.

Najważniejszym powodem, jaki wysunęła Veil, żądając uchwalenia ustawy aborcyjnej, było iż 300 tysięcy Francuzek co roku wyjeżdża usuwać ciążę za granicą, a nie wiadomo ile usuwa ją w prymitywnych, podejrzanych warunkach, narażając swoje zdrowie i życie. Kiedy prawo aborcyjne uchwalono, okazało się, że korzysta z niego max. 220 tysięcy kobiet rocznie.

Jasno wynika, że dane o turystyce aborcyjnej, które stały się głównym argumentem Veil, były nieźle podrasowane. Przecież z tych 220 tys. pewnie tylko część zdecydowałaby się szukać kraju, w którym wolno usunąć. A zatem główne przesłanki były mocno nagięte.

Poza tym przemówienie Veil, pisane ponoć w ostatniej chwili, na pierwszej lepszej kartce, jest istotnie bardzo dobre i bardzo rzetelne i bardzo wyważone, choć krok radykalny.

Veil słusznie argumentuje, że ograniczenie prawa do aborcji do ciąży z gwałtu i zagrożenia zdrowia kobiety, bywa dość śliskie i upokarzające i trudne do sprawdzenia. Jak sprawdzić, czy faktycznie z gwałtu? Sąd? Dochodzenie? Sprawy o gwałt są trudne, wymagają szczególnej delikatności i są czasochłonne, mogą się ciągnąć miesiącami, a usuwać ciążę według ustawy Veil można tylko do 10 tygodnia. Veil proponuje zostawić sprawę sumieniu kobiety. A więc to kobieta decyduje czy chce usunąć i dlaczego i nie musi się z tego zwierzać.

Veil konsultowała termin 10 tygodni z komisją lekarzy. Szczególnie interesowało ją przy tym zdrowie kobiety. Raport lekarzy stwierdzał, że usuwanie ciąży później niż w 10 tygodniu jest niebezpieczne dla zdrowia kobiety, przy czym szczególny nacisk położono na zdrowie psychiczne.

W ustawie Veil zastrzeżono, iż aborcje nie mogą być finansowane z ubezpieczeń społecznych, pacjentka sama musi za to zapłacić. – W sytuacji, kiedy nie stać na nas na finansowanie z ubezpieczeń wielu innych zabiegów medycznych ratujących zdrowie pacjentów, nie możemy finansować zabiegu, który nie ma na celu ratowania zdrowia – argumentuje Veil. Natomiast cena zabiegu jest ustalana przez państwo i nie może być wygórowana.

Wprowadza też do ustawy ważne zastrzeżenie – nie można nakazać żadnemu lekarzowi i żadnej pielęgniarce wykonania aborcji, państwo nie można nikogo zmuszać do działania wbrew własnemu sumieniu. Aborcje mają wykonywać tylko ci lekarze, którzy dobrowolnie się na to zdecydują, a najlepiej byłoby tworzyć specjalne oddziały aborcyjne, na których zatrudniano by kadrę medyczną, która z pełną świadomością decyduje się na taką pracę.

Co więcej, zgodnie z ustawą, zarząd szpitala czy przychodni może zdecydować, że w tej placówce w ogóle takie zabiegi nie będą wykonywane. Jest to ważny zapis dla placówek służby zdrowia prowadzonych np. przez zgromadzenia zakonne.

Ustawa zabrania także namawiania do aborcji, reklamowania aborcji, propagowania jej. Osoby nieletnie muszą mieć zgodę rodziców na przerwanie ciąży. Aby wykonać aborcję na terenie Francji, trzeba mieć prawo stałego pobytu. Musi minąć osiem dni od zgłoszenia się do lekarza i zadeklarowania chęci poddania się zabiegowi do wykonania zabiegu. Te osiem dni to czas dla kobiety na przemyślenie. Lekarz ma obowiązek poinformować kobietę o możliwości anonimowego porodu, kiedy dziecko od razu oddawane jest do adopcji i jest długa kolejka oczekujących na adoptowane dzieci.

-         Nikt, kto ma zdrowy rozsądek, nie zaprzecza temu, że aborcja jest złem, że to zawsze dramat – mówi Veil.

 

To, co najważniejsze, zbywa mimochodem. Tzn. stwierdza, że kwestie typu: od którego momentu zaczyna się człowiek – są nierozstrzygalne, choć nie ulega wątpliwości, że przedmiot naszych rozważań wykazuje cechy, które czynią go potencjalnie człowiekiem. To wszystko na ten temat.

Warto by było odnieść się jednak do tego, że w tradycji europejskiej jest rozstrzyganie sprawy nierozstrzygalnej na korzyść obwinionego, a to dlatego, aby nie ryzykować, że jeżeli się pomyliliśmy, to my popełniamy przestęstwo na obwinionym. W charakterze obwinionego występuje tu dziecko-płód-embrion, bo to ono-on ma być usunięte-usunięty i spalone-spalony z odpadkami szpitalnymi w szpitalnym krematorium. Veil to ignoruje.

Ustawa Simone Veil była dla Francji rewolucyjna.

W latach 80. i 90. wprowadzono istotne poprawki. Najpierw przegłosowano, że aborcja będzie jednak finansowana przez państwo, a więc przez wszystkich płacących podatki, potem zrezygnowano z wymaganej zgody rodziców w przypadku nieletnich dziewcząt, pozwolono reklamować aborcję, wreszcie wprowadzono kary więzienia i pieniężne za utrudnianie wykonania zabiegu.

Simone Veil jest zadowolona z tych zmian.

 

                                                                                                         Simone Veil, Prawo do aborcji, W-wa, 2005.

 

klemens : :
gru 20 2005 Stół Bertranda Russela
Komentarze: 3

Widzę błyskawicę, a potem słyszę grzmot. Wiem, że w RZECZYWISTOŚCI obie te rzeczy występują jednocześnie, bo są jednym i tym samym zjawiskiem, tylko światło błyskawicy dociera do mnie szybciej niż dźwięk grzmotu.

Widzę co innego, ale wiem, że w RZECZYWISTOŚCI jest inaczej. Wiem, bo mi o tym powiedziano, bo powiedział mi o tym nauczyciel, mama, powiedziała mi o tym książka, którą musiałem przeczytać na lekcję. Wierzę tej książce, wierzę nauczycielowi, nie wierzę własnym oczom.

 

 

Większość wiedzy, jaką mamy o świecie to wiedza teoretyczna.

Patrzę na klawiaturę. Wiem, że jest prostokątna. Wprawdzie z tej perspektywy, z jakiej teraz na nią patrzę ma kształt rombu, ale wiem, że jeżeli spojrzę z PRAWIDŁOWEGO punktu widzenia, będzie prostokątna.

Ma kolor szary. Wiem o tym. Chociaż teraz, przy świetle lampki jest raczej beżowa, a kiedy zgaszę lampkę, w świetle monitora  ma kolor oliwkowy. Gdy wyłączę monitor, przestanę ją widzieć, ale nadal będę wiedział, że jest szara.

Jest twarda. Gdy dotykam jej opuszkami palców, nie wydaje się twardsza niż książka, która leży obok – Bertrand Russel „Problemy filozofii” – ale wiem, że klawiatura jest twardsza.

 

Kiedy mówię – wiem, że jest twardsza – mam na myśli że jest ona twardsza dla tego czegoś, co przyjęło się nazywać słowem –ja-. A więc dla zespołu myśli, przeżyć i doświadczeń, które składają się na świadomość –ja- oraz dla tego co istnieje, jako połączenie tej świadomości z tym ciałem.

Wprawdzie owa świadomość nieustannie się zmienia. Dziś wieczorem jest już inna niż była dzisiaj rano, bo pojawiły się nowe doświadczenia, nowe przeżycia i nowe myśli. Jest inna niż była przed godziną, przed dziesięcioma minutami.

I ciało jest inne niż 10 lat temu, niż rok temu itd.

A więc z natury rzeczy i to połączenie musi mieć inny charakter, musi być czymś innym niż było np. wczoraj.

A jednak wiem, że jest –ja-.

 

Nigdy nie widzimy i nie widzieliśmy Słońca takiego, jakie jest teraz. Zawsze widzimy jedynie jego obraz sprzed ośmiu minut. Bo tyle potrzebuje światło, aby przebyć tę odległość. Kiedy widzimy, że zachodzi, ono zaszło już osiem minut temu.

Gwiazdozbiory, jakie widzimy na niebie, równie dobrze mogą już nie istnieć. A na pewno teraz wyglądają inaczej niż obraz, który jawi się na naszym niebie.

Również sam siebie w lustrze, czy w odbiciu w wodzie nie widzę takiego, jaki jestem dokładnie w tej chwili. Opóźnienie wprawdzie wynosi ułamek jakiejś mikrosekundy, ale jednak. Wszystkie rzeczy, jakie widzę przed sobą na biurku, a także mój pies leżacy obok mnie wygląda już troszeczkę inaczej niż jego obraz, który ja widzę w tym momencie, o ułamek mikrosekundy inaczej.

Oczywiście nie ma to praktycznego znaczenia i spokojnie można przyjąć, że widzę to, co istnieje rzeczywiście, dokładnie w tym momencie, w którym na to patrzę.

Kartezjusz wprowadził zwątpienie. Zwątpienie rozlało się, jak mleko.

Opinia, iż nie istnieje nic poza mną, a wszystko, co istnieje, jest jedynie wytworem mojego umysłu jest w pełni zgodna z logiką – mówi Russel. – I nie da się jej obalić.

Oczywiście nie warto się tym specjalnie przejmować, bo nawet jeśli FAKTYCZNIE TAK BY BYŁO, to istnieje między mną, a tymi moimi wytworami jakaś relacja, jakieś reguły, których I TAK trzeba przestrzegać. Istnieją w nich jakieś prawa, na które nie mam wpływu poza tym jednym, że mogę umrzeć i wszystko to unicestwić.

 

Drzewo ma kolor i kształt dlatego, że odbija światło, które wędrując przez filtr powietrza dociera do moich oczu, a więc ten kolor i kształt rodzą się w moich oczach, dalej – w mózgu, który przetwarza ten obraz na myśl i dopasowuje go do mojej wiedzy o istnieniu drzew.

A zatem, żeby zaistniał kolor i kształt, wymagane są jak gdyby trzy ogniwa – rzecz, która odbija światło, przestrzeń, w której mogą rozchodzić się fale i która je filtruje, a więc powoduje, że mają taką, a nie inną prędkość i takie, a nie inne właściwości. Trzecim niezbędnym ogniwem jest odbiorca, który ma oczy i mózg i jest zdolny odebrać te fale i zrodzić w sobie obraz.

A kiedy jest ciemna noc, chmurna, bez księżyca, w odległym bezludnym, bezzwierzęcym lesie, czym wtedy jest drzewo, jakie ono jest – bez koloru, bez kształtu – bo nikt nie odbiera tych fal, które sprawiają, że rzeczy mają kolor i kształt. Bo nie ma światła, które mogłoby się od tej rzeczy odbić. Czym wtedy jest to drzewo? Jakie jest? Czy istnieje? Czy istnieje w takim pojęciu, w jakim rozumiemy słowo –istnieć-?

Berkeley mówi – Bóg na nie patrzy, dlatego i tylko dlatego ono wciąż tam jest.

 

Bertrand Russel, Problemy filozofii, Warszawa 2004, str. 7-46.

 

klemens : :
gru 18 2005 Zara tu stra
Komentarze: 0

Miałem obawy. Również, jak to zniesie Sisi.

Lupa Krystian. Nietzsche, Zaratustra w Teatrze Starym.

Miałem obawy, bo to 4,5 godziny do 5. Bo recenzje skrajne - albo, że olśniewające, albo że nuda i bełkot.

Zdecydowanie zapisuję się do klubu "olśniewające". To bardzo piękny, piękny spektakl z niesamowitym zupełnie, odkrywczym, genialnym aktorstwem.

- Oni nie mówią tego, jak aktorzy. To brzmi niesamowicie naturalnie - powiedziała Sisi.

I wiem już na pewno, że chętnie odsiedziałbym następne 5 godzin w takim teatrze. Z przerwami oczywiście na rozprostowanie.

Przepiękne, długie, smaczne rozgrywki między Globiszem, Iwoną Bielską i panią Krzysztofik - mieszczański dom obłąkanego filozofa pod opieką matki i siostry. Ale ta część przedstawienia nie byłaby tak piękna, gdyby nie poprzedziły jej dwie z młodszym i jeszcze młodszym Zaratustrą-Nietzschem.

Dziwna, ciężka, poruszająca scena rozmowy między Zaratustrą, a papieżem - gesty Jana Pawła II bardzo wyraźne, jego sylwetka, podpieranie skroni, przygarbienie, zmęczenie.

I końcówka, kiedy nie wiadomo dlaczego, ale łzy ciekną po policzkach i naprawdę nie wiadomo czemu, taki się zrobił teatr, taki nastrój.

Nie pytaj dlaczego, to jest tu, a to jest tu, nie miej kompleksów i agresji w sobie, że nic z tego wszystkiego nie rozumiesz. Siądź i rozkoszuj się tym, co ci się tu podaje dzisiaj, co się staje.

Zobacz dwie drogi, które tu właśnie, tu, TU, gdzie teraz patrzysz, TU się zbiegają. Jedna biegnie daleko, daleko w przeszłość i jest nieskończona, druga biegnie daleko, daleko w przyszłość i nie ma końca. Zbiegają się TU, w tym miejscu, w którym na górze napisano CHWILA.

 

Sisi bardzo się podobało. Rozmawialiśmy potem o tym w samochodzie.

klemens : :
gru 14 2005 Zwierzątko
Komentarze: 4

Spotkałem ją na środku dwupasmowej drogi. Było ciemno i wyglądała jak szmatka porzucona przez kogoś, wyrzucona z auta. I myślałem, że to szmatka. Zresztą nawet, gdybym wiedział, że się poruszy, kiedy będę ją wymijał tuż obok, obok koła poruszy się i odwinie swój wielki i puszysty ogon, którym przysłaniała głowę, nawet gdybym wiedział, nie zatrzymałbym się na tej mokrej drodze, jadąc 80 na godzinę i mając sznur szybko jadących aut za sobą.

 

Wróciłem. Jedne światła, drugie i można zawrócić. I znów zawrócić. Szukam, gdzie ta mała śmierć, gdzie ją przejechało? A może siedzi tam dalej na środku przerażona. Włączę awaryjne – myślę. – Stanę.

Nie ma jej. Zwalniam. Jest! Siedzi, przykucnęła w zatoczce autobusowej. Ma max. 10 minut życia, bo za, góra, 10 minut przyjedzie tu przegubowy Ikarus, który na pewno na porzuconą szmatkę nie zwróci uwagi.

Staję w zatoczce, włączam awaryjne. Zachodzę ją od przodu, żeby nie uciekała przede mną na ulicę.

-         Zwierzątko, musisz stąd odejść, rozumiesz? Bo tu jest bardzo niebezpiecznie – mówię spokojnie, łagodnie.

Albo jest chora, albo w szoku. Patrzy na mnie łagodnymi oczami. Ma różowy nos i przyjemny pyszczek. Kuna albo jakaś fretka, nie znam się. Dyszy ciężko.

Patrzy, jak krążę przed nią i nie wiem, jak ją przekonać. Nie broni się, nie szczerzy zębów, nie pokazuje pazurków, patrzy i czeka, co zrobię. A ja nie wiem, co zrobić. Czasu jest mało, a ona siedzi, jak głupia przytulona do krawężnika. No co mam zrobić?

-         Słuchaj zwierzątko, wypierdalaj stąd! – krzyczę. – Wynocha! Wypad! – tupię i macham rękami, pokazuję zęby, zaraz wezmę kija...

Zrozumiała. Że jestem jej wrogiem i chcę jej przyłożyć. Albo zabić. Wskoczyła na krawężnik i uciekła w jakiś ciemny kąt za przystankiem. Udało się.

 

klemens : :