Archiwum czerwiec 2006


cze 21 2006 A pochwalę się, bo bardzo się cieszę
Komentarze: 5
klemens : :
cze 19 2006 Radio Maryja w "Lampie"
Komentarze: 1

Z wywiadu z Edwardem Redlińskim z majowej “Lampy”:


- function CalcPosition(oElement) { var oPosition = {left: 0, top: 0}; do { oPosition.left += oElement.offsetLeft; oPosition.top += oElement.offsetTop; oElement = oElement.offsetParent; } while (oElement != document.body); return oPosition; } function MoveToAnchor(nIndex) { var oPos = CalcPosition(document.anchors[nIndex]); window.scrollTo(oPos.left, oPos.top); } function S() { if(document.all.tags("DIV").length > 0) { var oPos = CalcPosition(document.all.tags("DIV")(document.all.tags("DIV").length-1)); window.scrollTo(oPos.left, oPos.top); } } Nie oglądałem nigdy telewizji Trwam, gdyż nie mam kablówki i mój odbiornik posiada tylko sześć kanałów. Żona ma telewizję Trwam i ogląda ją w swoim pokoju. Natomiast ja namiętnie słucham Radia Maryja. Uważam, że to jest świetne radio. Świetne!


function CalcPosition(oElement) { var oPosition = {left: 0, top: 0}; do { oPosition.left += oElement.offsetLeft; oPosition.top += oElement.offsetTop; oElement = oElement.offsetParent; } while (oElement != document.body); return oPosition; } function MoveToAnchor(nIndex) { var oPos = CalcPosition(document.anchors[nIndex]); window.scrollTo(oPos.left, oPos.top); } function S() { if(document.all.tags("DIV").length > 0) { var oPos = CalcPosition(document.all.tags("DIV")(document.all.tags("DIV").length-1)); window.scrollTo(oPos.left, oPos.top); } } - Dlaczego?


function CalcPosition(oElement) { var oPosition = {left: 0, top: 0}; do { oPosition.left += oElement.offsetLeft; oPosition.top += oElement.offsetTop; oElement = oElement.offsetParent; } while (oElement != document.body); return oPosition; } function MoveToAnchor(nIndex) { var oPos = CalcPosition(document.anchors[nIndex]); window.scrollTo(oPos.left, oPos.top); } function S() { if(document.all.tags("DIV").length > 0) { var oPos = CalcPosition(document.all.tags("DIV")(document.all.tags("DIV").length-1)); window.scrollTo(oPos.left, oPos.top); } } - Dlatego, że parę milionów ludzi żyło anonimowo, nie wyrażało się publicznie, nie miało swojego forum. A teraz się wypowiadają. I do nich ktoś mówi, to co chcą słyszeć. I nie w tym nic złego, że ci ludzie się ujawnili. Wprost przeciwnie, jest to bardzo pozytywne. I śmieszy mnie oburzenie innych mediów, że jacyś ludzie odważyli się być sobą. No to po co była ta cała demokracja i ta wolność, jeśli mamy za złe, że jacyś ludzie są sobą? A poza tym od strony warsztatowej i dziennikarskiej, te rozmowy niedokończone i zastosowana tam interaktywność jest naprawdę świetnie robiona. I zaczynają już tę metodę małpować inne programy. Odnoszę wrażenie, że TOK FM zaczyna ich naśladować. Właśnie te rozmowy interaktywne wieczorami. Oczywiście nie mówię o godzinach modlitewnych. Choć wiem, że istnieje rzesza ludzi, którzy czekają na te audycje i modlą się. I czują się we wspólnocie modlitewnej. No które z mediów zapewnia taką wspólnotę?

klemens : :
cze 17 2006 Lili Jacob's album
Komentarze: 2

Słyszeliście o Lili Jacob? Nie? To posłuchajcie.

Lili razem z matką, ojcem i pięciorgiem braci mieszkała w niewielkim Bilke w Karpatach. W soboty chodzili do synagogi, a przy synagodze mieszkał dobrotliwy rabin.

Kiedy Lili miała 18 lat, wpakowano ją i całą jej rodzinę i wszystkich krewnych i znajomych z Bilke i dobrotliwego rabina do wagonów bydlęcych i przywieziono do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Wyładowano ich na rampę w samym środku upiornego, 100-tysięcznego miasta z baraków i drutu, jakim była wtedy Brzezinka. Lekarz w mundurze kieruje jednych na prawo, a innych na lewo. Najmłodsza Lili zostaje oderwana od rodziny. Matka i jej dwaj młodsi bracia idą razem ze wszystkimi, z rabinem, ojciec z dwójką starszych synów zostaje odepchnięty do grupy mężczyzn, a Lili z garstką wybranych czeka, co z nią zrobią. Jest płacz i krzyk i szczekanie psów.

Mamo, spotkamy się jeszcze! - krzyczy Lili, kiedy widzi znikającą mamę.

Jest 26 maja 1944.

Lili zamieszkała w baraku 16 w obozie kobiecym. Otrzymuje numer: A-10862 wytatuowany na ramieniu. Pół roku przeżyła w piekle, w syfie, w brudzie, w gnoju, w odorze rozkładających się ciał, w bólu, w krzyku, wdeptana w podmokłe klepisko Birkenau. Nikogo ze swojej rodziny miała już więcej nie spotkać.

9 kwietnia 1945 amerykańscy żołnierze znajdują Lili w obozie koncentracyjnym Dora-Mittelbau, w Niemczech. Nie od razu poznają, że to dziewczyna, niespełna 19-letnia. Lili jest niemal na śmierć zagłodzona, wycieńczona i chora na tyfus. Żołnierze przenoszą ją na łóżko do baraku SS. Tam powoli dochodzi do siebie. Pewnego dnia budzi ją zimno. Czuje, że ma już na tyle siły, żeby zsunąć się z łóżka i dość do szafy. Chce znaleźć coś ciepłego do ubrania. Wyjmuje z szafy zwinięty obozowy pasiak. Odwija go. W środku jest album ze zdjęciami. Lili otwiera album. Rozpoznaje znajome sobie widoki. Rampa, druty, baraki. Tak, to zdjęcia z obozu, z Auschwitz-Birkenau.

Należy tu dodać, że na terenie całego obozu był surowo przestrzegany zakaz fotografowania. Żaden esesman, nawet z dowództwa, nawet sam komendant nie robił tam zdjęć. Wszystko to miało zostać w mroku, w ścisłej tajemnicy.

Lili ogląda zdjęcia. Najpierw rozpoznaje dobrotliwego rabina z Bilke, potem swoją rodzinę. Okazuje się, że to zdjęcia z dnia jej przywiezienia do obozu, z 26 maja 1944, z ostatniego dnia, kiedy była z rodziną, z ostatniego dnia ich życia.

235 zdjęć dokumentuje życie w obozie, dokumentuje to, co miało na zawsze pozostać zakryte. Zdjęcia są wyraźne, widać na nich twarze ofiar i oprawców.

Są to jedyne zdjęcia z obozu oprócz trzech niewyraźnych, zrobionych przez obozowy ruch oporu.

W 1984 r. Lili Jacob przekazała fotografie Yad Vashem w Jerozolimie. Fotokopie są na planszach w całym muzeum Auschwitz-Birkenau. Mówi sie o nich – zdjęcia z albumu Lili Jacob.

klemens : :
cze 14 2006 Auschwitz i biznesmeni
Komentarze: 5

Wróciłem ze szkolenia w muzeum KL Auschwitz – przed wywiadami z ostatnimi świadkami.

Warto pamiętać, jak wiele firm i osób wzbogaciło się na obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Obóz stał się dla nich, jak kopalnia złota (m.in. ze złotych zębów wyrywanych zamordowanym ludziom).

Ci biznesmeni, przedsiębiorcy, menedżerowie wdzięczący się do esesmanów, oferujący swoje usługi.

Latem 1940 np. reklamowała się firma J.A. Topf u. Shne:


Proponujemy nowoczesne i niezawodne piece krematoryjne z silnikami na prąd trójfazowy o napięciu 380 volt. W załączeniu – rysunek techniczny D 56655, na którym uwidoczniono konstrukcję, a także wymiary pieca. Piec tego typu został już przez nas dostarczony do KL Dachau. Proponujemy piece ogrzewane olejem lub opalane koksem. Z niecierpliwością oczekujemy na odpowiedź Państwa i z przyjemnością polecamy swoje usługi.


To nie upiorny żart. Pisma tego rodzaju wysyłano do komendantów obozów. A marketing firmy J.A. Topf u. Shne skutecznie dotarł z ofertą do KL Auschwitz, KL Dachau, KL Mauthausen, KL Flossenburg i do obozu w Gusen.


Pogrzebałem trochę, szukając informacji o firmie Topf und Shne z Erfurtu.

Głównym inżynierem firmy podczas wojny był niejaki Karl Prfer. To on wykonał szkice i plany krematorium dla KL Auschwitz.

W odpowiedzi na dobrze przygotowaną ofertę, komendant KL Auschwitz złożył zamówienie, podkreślając, że to pilne. Zamówienie chętnie i z zapałem wykonano.

Zachował się telegram wysłany z Auschwitz do Topf und Shne:


Potwierdzamy otrzymanie Waszej oferty na 5 sztuk potrójnych pieców, włączając w to dwa elektryczne dźwigi dla podnoszenia trupów i jeden tymczasowy dźwig dla trupów. Obstalowano również praktyczne urządzenie do podawania węgla i urządzenie dla transportu popiołu. Winniście dostarczyć pełne urządzenie krematorium nr 3. Oczekujemy, że zarządzicie niezwłocznie wysłanie wszystkich maszyn z instalacją.



Firma starała się spełnić wszystkie życzenia klienta. Na specjalne zamówienie skonstruowała żelazne nosze na rolkach do przewozu i wrzucania dużych ilości zwłok do pieców.

Specjaliści z firmy instruują:

Po wsunięciu noszy do retorty należy przytrzymać zwłoki żelaznym hakiem, a następnie wyciągnąć spod nich nosze. Spalanie w naszym piecu trwa średnio 25-30 minut. Podziemnymi kanałami spaliny wyprowadzane są do jednego wspólnego komina. Dzięki pracy trzech wentylatorów ssących, wbudowanych między piecami a kominem, uzyskuje się sztuczny ciąg. W dodatkowym piecu można palić dokumenty osobiste, damskie torebki, książki, zabawki i inne przedmioty.

Dodatkową zaletą konstrukcji firmy Topf und Shne było, iż na strychu krematoriów dało się pozyskiwać surowiec wtórny. W cieple krematoryjnych pieców suszono tam obcięte włosy zagazowanych kobiet.

Firma zarobiła na KL Auschwitz kilka milionów marek.

Na tyle byle zadowoleni z roboty wykonanej dla Auschwitz, że w swojej ofercie dla innych obozów koncentracyjnych, proponując piece do kremacji zwłok, zachwalała: “model Auschwitz”. Szybkość – dwa ciała na godzinę była wówczas najwyższa z możliwych (chodziło o całkowite spopielenie) i wciąż niewystarczająca.


30 maja 1945 amerykańska policja wojskowa aresztowała jedną osobę z firmy Topf und Shne: głównego inżyniera, Karla Prfera. Przerażony właściciel, Lufwig Topf tej samej nocy popełnił samobójstwo. Tymczasem 13 czerwca pragmatyczni Amerykanie zwolnili Karla Prfera i złożyli u niego kolejne zamówienia.

Ponownie aresztowali go później Rosjanie, skazując na 25 lat gułagu. Tam Prfer zmarł w 1952 na porażenie mózgowe. Skazani wraz z nim pracownicy firmy, inżynierowie Schultz i Braun wyszli w październiku 1955 na mocy amnestii.

W 1947 Ernst Wolfgang Topf próbuje kontynuować działalność firmy. Przez pierwszych kilka lat ma problemy z uzyskaniem zezwoleń. Wreszcie jednak udaje mu się. Firma działa do dziś, a jej filia w Erfurcie produkuje obecnie urządzenia dla browarnictwa.

klemens : :
cze 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 4

Ludzie na Zachodzie tracą pracę, bo koncerny zmieniają się w widma i likwidują produkcję, a w różnych miejscach świata miliony supertanich robotników i robotnic pracują w warunkach obozowo-koszarowych po 16 godzin na dobę.

Reguły wszędzie podobne – ludzie zatrudniani są na umowy czasowe, np. kobiety na 28 dni (w razie stwierdzenia ciąży, nie podpisuje się nowej umowy), daje im się dodatkowe obowiązki typu mycie kibli i strzyżenie trawników, wydłuża się czas pracy, jak się da. W Chinach (gdzie produkowane są już chyba wszystkie nasze zabawki) ludzie śpią w fabrykach, przy maszynach. W Hondurasie zaczęto praktykować podawanie szwaczkom amfetaminy, żeby mogły dłużej wytrzymać na nogach.

Firmy typu Adidas, Nike, Kmart etc., które np. w Niemczech płaciły ludziom 10-18 USD za godzinę pracy, mają teraz podwykonawców w Chinach, gdzie stawka wynosi 87 centów za godzinę, a i tego im nie płacą. W praktyce utrzymanie miejsca pracy kosztuje ich około 13 centów za godzinę i jest to na granicy nędzy również dla Chińczyków.

Na Filipinach w strefie międzynarodowych firm porozstawiano tablice ostrzegające wielkimi czerwonymi lierami przed zakładaniem związków zawodowych. Młode, kilkunastoletnie szwaczki szyją tam m.in. markowe dżinsy, ale także montują np. podzespoły do monitorów IBM. Pracuje się od 6.00 do 22.00. Za nadgodziny (np. do 2.00) dostają długopisy. Co miesiąc mają kontrolę podpasek. Śpią np. w starych chlewach przykrytych dachem z dykty , przy których zbudowano fabryki.

- To nie jest kwestia przeniesienia miejsc pracy do krajów Trzeciego Świata – pisze Naomi Klein. To nowe niewolnictwo wchodzi tylnymi drzwiami i to już dość intensywnie. Według jej danych z 99 roku, pracowało w ten sposób 17 milionów ludzi.

klemens : :