Komentarze: 4
Ludzie na Zachodzie tracą pracę, bo koncerny zmieniają się w widma i likwidują produkcję, a w różnych miejscach świata miliony supertanich robotników i robotnic pracują w warunkach obozowo-koszarowych po 16 godzin na dobę.
Reguły wszędzie podobne – ludzie zatrudniani są na umowy czasowe, np. kobiety na 28 dni (w razie stwierdzenia ciąży, nie podpisuje się nowej umowy), daje im się dodatkowe obowiązki typu mycie kibli i strzyżenie trawników, wydłuża się czas pracy, jak się da. W Chinach (gdzie produkowane są już chyba wszystkie nasze zabawki) ludzie śpią w fabrykach, przy maszynach. W Hondurasie zaczęto praktykować podawanie szwaczkom amfetaminy, żeby mogły dłużej wytrzymać na nogach.
Firmy typu Adidas, Nike, Kmart etc., które np. w Niemczech płaciły ludziom 10-18 USD za godzinę pracy, mają teraz podwykonawców w Chinach, gdzie stawka wynosi 87 centów za godzinę, a i tego im nie płacą. W praktyce utrzymanie miejsca pracy kosztuje ich około 13 centów za godzinę i jest to na granicy nędzy również dla Chińczyków.
Na Filipinach w strefie międzynarodowych firm porozstawiano tablice ostrzegające wielkimi czerwonymi lierami przed zakładaniem związków zawodowych. Młode, kilkunastoletnie szwaczki szyją tam m.in. markowe dżinsy, ale także montują np. podzespoły do monitorów IBM. Pracuje się od 6.00 do 22.00. Za nadgodziny (np. do 2.00) dostają długopisy. Co miesiąc mają kontrolę podpasek. Śpią np. w starych chlewach przykrytych dachem z dykty , przy których zbudowano fabryki.
- To nie jest kwestia przeniesienia miejsc pracy do krajów Trzeciego Świata – pisze Naomi Klein. To nowe niewolnictwo wchodzi tylnymi drzwiami i to już dość intensywnie. Według jej danych z 99 roku, pracowało w ten sposób 17 milionów ludzi.