Zwierzątko
Komentarze: 4
Spotkałem ją na środku dwupasmowej drogi. Było ciemno i wyglądała jak szmatka porzucona przez kogoś, wyrzucona z auta. I myślałem, że to szmatka. Zresztą nawet, gdybym wiedział, że się poruszy, kiedy będę ją wymijał tuż obok, obok koła poruszy się i odwinie swój wielki i puszysty ogon, którym przysłaniała głowę, nawet gdybym wiedział, nie zatrzymałbym się na tej mokrej drodze, jadąc 80 na godzinę i mając sznur szybko jadących aut za sobą.
Wróciłem. Jedne światła, drugie i można zawrócić. I znów zawrócić. Szukam, gdzie ta mała śmierć, gdzie ją przejechało? A może siedzi tam dalej na środku przerażona. Włączę awaryjne – myślę. – Stanę.
Nie ma jej. Zwalniam. Jest! Siedzi, przykucnęła w zatoczce autobusowej. Ma max. 10 minut życia, bo za, góra, 10 minut przyjedzie tu przegubowy Ikarus, który na pewno na porzuconą szmatkę nie zwróci uwagi.
Staję w zatoczce, włączam awaryjne. Zachodzę ją od przodu, żeby nie uciekała przede mną na ulicę.
- Zwierzątko, musisz stąd odejść, rozumiesz? Bo tu jest bardzo niebezpiecznie – mówię spokojnie, łagodnie.
Albo jest chora, albo w szoku. Patrzy na mnie łagodnymi oczami. Ma różowy nos i przyjemny pyszczek. Kuna albo jakaś fretka, nie znam się. Dyszy ciężko.
Patrzy, jak krążę przed nią i nie wiem, jak ją przekonać. Nie broni się, nie szczerzy zębów, nie pokazuje pazurków, patrzy i czeka, co zrobię. A ja nie wiem, co zrobić. Czasu jest mało, a ona siedzi, jak głupia przytulona do krawężnika. No co mam zrobić?
- Słuchaj zwierzątko, wypierdalaj stąd! – krzyczę. – Wynocha! Wypad! – tupię i macham rękami, pokazuję zęby, zaraz wezmę kija...
Zrozumiała. Że jestem jej wrogiem i chcę jej przyłożyć. Albo zabić. Wskoczyła na krawężnik i uciekła w jakiś ciemny kąt za przystankiem. Udało się.
Dodaj komentarz