Komentarze: 3
Nie odnotowano ani jednego przypadku ukarania śmiercią członka SS za odmowę udziału w egzekucji. Żołnierze oddziałów specjalnych, których zadaniem było zamordowanie jak największej liczby Żydów (popularną metodą było np. ustawianie całych rodzin w długiej kolejce do wykopanych wcześniej dołów, nad którymi stali esesmani z pistoletami - mogło to trwac cały dzień), stosunkowo łatwo mogli uzyskac zgodę na przeniesienie. W pojedynczych przypadkach, jeżeli ktoś odmówił udziału, mógł się liczyc z groźbą kary dyscyplinarnej. Zagrożenie życia jednak w ogóle nie wchodziło w grę. Można więc powiedziec, że ci ludzie dobrowolnie godzili się na udział w morderstwach.
Po wojnie większośc z nich nie poniosła z tego powodu żadnych konsekwencji. Wykonywali wszak rozkazy, nic więcej. Częśc z nich nie czuła nawet potrzeby, żeby się ukrywac, czy zmieniac nazwiska, jak Franz Nowak, członek Eichmannkommando, który znalazł pracę, jako drukarz (aresztowany w latach 60.), Otton Hunsche z Eichmannkommando został adwokatem (areszt. w latach 60.). Wyroki są relatywnie niskie. Dr Otto Bradfisch, członek specjalnego oddziału likwidacyjnego SS na Wschodzie za wymordowanie 15 tysięcy Żydów został skazany przez sąd RFN na 10 lat ciężkich robót. Współpracownik Eichmanna, wzmiankowany wyżej adwokat, dr Otto Hunsche odpowiedzialny osobiście za wywiezienie na śmierc 12 tysięcy Żydów węgierskich dostał 5 lat ciężkich robót. Joseph Lechthaler, który ma na sumieniu całą społecznośc żydowską Słucka i Smolewicz poszedł za to na trzy i pół roku do więzienia. Friedrich Wilhelm Kruger, dowódca SS, którego zadaniem było "oczyszczanie" Polski z Żydów, w RFN został dyrektorem fabryki czekolady.