Komentarze: 6
Irracjonalność tego wszystkiego i ta quasi-religijność nazistów rzeczywiście budzą skojarzenia demoniczne.
Wydawałoby się, że chcieli, przede wszystkim wygrać wojnę. Ale fakty układają się tak, jakby ważniejsze od zwycięstw wojennych było uśmiercenie Żydów. No bo dlaczego w momencie, kiedy załamuje się front wschodni, w 43 roku, zamiast rzucić wszystkie siły do walki, wtedy właśnie akurat aparat biurokratyczny Rzeszy wzmaga wysiłki, aby do końca zgładzić niczym mu nie zagrażających, ściśniętych w gettach Żydów. Wojskowi już nie protestują przeciwko temu, że ważniejsze od pociągów dla nich jest dostarczenie wagonów i zajmowanie trakcji na przewożenie Żydów z całej Europy do gett i obozów. Z punktu widzenia strategii wojennej, są to działania absurdalne i bezcelowe. Podobnie jak krwawe tłumienie Powstania Warszawskiego, a potem wysadzanie w powietrze całej Warszawy, dom po domu. Ile prochu , ile ładunków wybuchowych na to zużyli! W sytuacji, kiedy każdy człowiek i każdy nabój mógł się im przydać do obrony przed nacierającą Armią Czerwoną! Działania irracjonalne, niewytłumaczalne, pozbawione sensu.
Ile amunicji trzeba było naprodukować, żeby oddziały likwidujące Żydów mogły kontynuuować długotrwałe rozstrzeliwania ludzi niewinnych i niewalczących z Rzeszą. Machina wciąż się kręci, kiedy już wiadomo, że holokaust tylko pogorszy sytuacją całego narodu, wszystkich Niemców, a szczególnie ich przywódców, że do reszty uniemożliwi negocjacje. W 44 opamiętał się Himmler, próbował wyhamować uśmiercanie Żydów, właśnie po to, żeby mieć silniejszą pozycję w rozmowach z aliantami. Ale już trudno to było zatrzymać. Eichmann do końca wydaje rozporządzenia nakazujące np. wykonanie przymusowych aborcji wszystkim ocalałym Żydówkom w 45 roku. Eichmann, jako solidny urzędnik, do końca realizuje plan. Plan, który z gruntu, jest niewyobrażalnie, makabrycznie bezsensowny.
Naziści od początku zrywają z chrześcijańskim Bogiem. Formalne wystąpienie z kościoła, do którego się należy, którego oczekują od nich władze partii to początek. Potem równie oczekiwana deklaracja wiary w nieokreślone. Wpisać: wierzący. W powojennych Niemczech, jak pisze Martin Pollack, słowo “wierzący” nieuchronnie kojarzy się z nazistą. Wierzący w co? Obowiązywała ich jedna przysięga. Przysięga bezwzględnej wierności Hitlerowi. Wierzący w Fuhrera? Eichmann wyznał, że wierzy w Najwyższą Istotę. Z jego opisu wynikało, że jest to coś bliskie starej, oświeceniowej wizji zegarmistrza, ale że to bardziej rodzaj energii, rodzaj woli, siły. Przed wykonaniem wyroku, odmówił rozmowy z pastorem, który chciał czytać z nim Biblię. Powiedział, że nie chce marnować czasu. Wypił pół butelki wina i uśmiechając się oświadczył, że jest gottlaubigerem. “co w tradycyjnym żargonie nazistów miało oznaczać, iż nie jest chrześcijaninem i nie wierzy w życie pozagrobowe” - wyjaśnia Arendt. Trudno więc wytłumaczyć jego ostatnie słowa, kiedy stał już przed szubienicą: “Panowie! Niebawem znów się spotkamy!” I zawisł.