cze 28 2005

Ptaszyn lubi snobów


Komentarze: 0

Snobizm mi nie przeszkadza

– mówi Jan „Ptaszyn” Wróblewski.

W tle słychać saksofon Janusza Muniaka, który akurat ma próbę przed wieczornym koncertem. „Ptaszyn” zamierza zapalić papierosa w holu teatru „Banialuka” i rozgląda się, czy z jakiegoś kąta nie wygląda strażak.

 

KLEMENS: - Jak to się stało, że do jazzu przylgnęła etykietka muzyki elitarnej?

JAN „PTASZYN” WRÓBLEWSKI: - A jak to się stało, że pojawiła się fama, iż nikt już w tej chwili jazzu nie słucha? Takie opinie panują w naszych mediach, gdzie jazz się obcina, ponieważ muzyka ma służyć młodym ludziom, a młodzi ludzie jazzu nie słuchają. Tymczasem ja jadę na koncert i mam nabitą salę młodymi ludźmi, jak im mówię o tych opiniach, to oni się śmieją. Oczywiście jeśli zorganizujemy gigantyczny koncert na 3 tysiące miejsc, gdzie za bilet trzeba będzie zapłacić słono ponad 100 złotych, to pewnie, że nie będzie kompletu na sali.

- Nie przeszkadza Panu, że jazz kojarzy się ze snobizmem, że wypada pojawić się na koncercie jazzowym?

- Teraz raczej zaczyna się lansować teorię, że snobizmem jest nie chodzić na jazz, co mnie zupełnie przeraża. Snobizm mi nie przeszkadza zupełnie, ponieważ bardzo wielu znakomitych odbiorców sztuki zaczynało od snobizmu, a potem się w tym rozsmakowywali.

- Czy to jest schyłek jazzu w Polsce?

- Absolutnie nie. Pojawił się taki mały smrodek rozsiewany nie przez jazzmanów, ale przez Bóg raczy wiedzieć kogo. Nie wiem, co to są za ludzie, którzy lansują teorie, że nikt jazzu w Polsce nie słucha. Wszyscy oczywiście zakrywają się sondażami, ale ja już dawno w tego rodzaju sondaże przestałem wierzyć, bo one jakoś... bardzo często się nie sprawdzają, nie tylko w sprawach artystycznych.

- Co się stanie z jazzem w XXI wieku? Jak Pan sądzi?

- Jestem przekonany, że po pewnym czasie wszystko znów wróci do normy, znów odżyje. Ja tych kryzysów jazzu przeżyłem co najmniej pięć. Za każdym razem miał to być koniec i jakoś nigdy końca nie było. W tej chwili mamy również takie teorie, że to Europa staje się ojczyzną jazzu, ponieważ w Stanach jest stagnacja, a Europa ma nowe propozycje. I takie teorie były już w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Potem się nagle jakoś okazywało, że nadal Amerykanie jednak dominują tylko... no potwornie jest to zagmatwane. Jazz najpierw trzeba zrobić dobrze, a potem jest miejsce na filozofię. Europa o tym bardzo często zapomina i zdarzało się sto tysięcy razy, że prezentowała zdumiewające kierunki, tylko pozbawione najbardziej istotnych cech jazzu. I okazywało się, że jeżeli tych najbardziej istotnych spraw nie ma, to rzeczywiście publiczność z sal zaczyna znikać, bo oni nie po to przychodzą.

- Zna pan powiedzenie „ale jazz”?

- Och, tych powiedzonek jest bardzo wiele. Są to z reguły powiedzenia ukierunkowane troszeczkę negatywnie. Trzeba przyznać, że w ogóle słowo „jazz”  wzięło się przecież z jakichś bardzo podejrzanych spelunek. Jazz się rodził w zupełnie nieeleganckim towarzystwie. Nas to absolutnie nie obraża, ani nie przeszkadza. My się dobrze z tym wszystkim czujemy. To akurat powiedzenie, mniej więcej oznacza: „ależ bałagan”. Oczywiście jest w tym trochę zgiełku, ale ten zgiełk jest pięknie zorganizowany i potrafi, naprawdę, ubawić ludzi, a, przede wszystkim, dodaje optymizmu. Jeżeli mamy do czynienia z takim jazzem, który jest okropnie ponury i żyć się po nim nie chce, to ja zaczynam powątpiewać, czy to naprawdę jest jazz.

-Jak słuchać jazzu?

- Bez uprzedzeń. I nic więcej. Nie ma żadnej szkoły słuchania muzyki. Albo nam się podoba albo nie. Jak nam się nie  podoba, no to może na wszelki wypadek spróbujmy jeszcze raz, tylko jakiegoś innego gatunku. Ale jeśli do końca nam się nie będzie podobało, to nie ma w tym żadnego dyshonoru.

Pytam, bo znam ludzi, którzy mówią, że chcieliby słuchać tego jazzu, ale nie wiedzą jak, nie rozumieją, co w tym ma im się podobać, a mają szczere intencje.

- To są dwa bardzo różne pytania. Jak słuchać? Odpowiedź jest prosta: wziąć płytę, nastawić i słuchać. Albo usiąść gdzieś w sali koncertowej i słuchać. I koniec. Nie ma żadnej innej metody słuchania. Nie włoży się pigułki do ucha, która nagle sprawi, że będzie się słuchać inaczej. A czy wiemy, czy nie wiemy, co się nam w tym podoba, to jest zupełnie inna sprawa. Mogą być ludzie, którzy są akurat niewrażliwi czy niepodatni na tego rodzaju muzykę i to, naprawdę, nie jest żadna obraza. Ja nie uważam, że każdy człowiek powinien być wyznawcą jazzu. Są inne, piękne gatunki muzyczne. Można je równie dobrze lubić i taki sam z tego pożytek. Natomiast na co zwracać uwagę w jazzie? Wydaje mi się, że, przede wszystkim, na specyfikę rytmu. To jest to, co cały ten jazz ożywia. Potem oczywiście przychodzi cały szereg innych elementów: improwizacja, harmonia, brzmienie, stylistyka, ale najpierw musi być ten kołyszący rytm, który sam nas poniesie. Jeśli nas nie poniesie, to może to jest muzyka nie dla nas, nie ma obrazy.

- Czyli nie można się tego nauczyć?

- Można się do tego przyzwyczaić. Nauczyć – nie. Dlatego, jeżeli zaczynamy słuchać jazzu to ja bym proponował nie od tych straszliwie zagmatwanych, poplątanych i straszliwie eksperymentalnych form, tylko może wręcz od tria Petersona. Nie wiem, zresztą, od czego, bo każdy człowiek ma inne upodobania. Ale trzeba pamiętać, że jazz od jazzu potrafi się piekielnie różnić i jeden gatunek może nam odpowiadać, a inny – nie. I nie zmuszajmy się do niczego na siłę. Może najlepiej słucha się jazzu, po prostu, stojąc z piękną dziewczyną przy barze i pijąc kawkę, a jeśli ktoś woli koniaczek, to, proszę bardzo, koniaczek i nie zwracać w ogóle uwagi na to, co jest grane. To samo do nas przylezie i zostanie.

- Czy ma pan jakieś oczekiwania wobec publiczności. Woli pan taką, która się bawi, tańczy, rozmawia czy taką, która uważnie słucha?

- Powinna nie przeszkadzać. Mnie nie przeszkadza, jeśli rozmawia, mnie nie przeszkadza, jeśli tańczy, chyba, że robi to w sposób tak ostentacyjny, że odwraca uwagę. Zdarzają się takie przypadki, że przychodzą ludzie, którzy chcą zwrócić uwagę nie na muzykę, ale na siebie. Ale to ja powinienem zadbać, żeby publiczność mnie słuchała, a nie odwrotnie.

 

 

Wywiad był publikowany w mojej własnej gazetce pt. "Lunapark".

 

klemens : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz